Doktryny ostracyzmu i bojkotu: arabski bojkot Izraela

W 2004 roku w roli dyrektora Departamentu Planowania Polityki Zagranicznej w MSZ odbywałem turę konsultacji na Bliskim Wschodzie. Z Syrii miałem polecieć do Izraela, gdzie dołączyłbym do Adama D. Rotfelda, który jako sekretarz stanu w MSZ miał tam przeprowadzić rozmowy. Po spotkaniach w Damaszku udałem się pod opieką pracownika ambasady na lotnisko. Tam przy kontuarze rejestracyjnym na lot cypryjskimi liniami lotniczymi do Larnaki (na Cyprze) okazałem bilet (jeszcze wtedy bilety lotnicze wypisywano na blankietach książeczkowych). A pani z śmiertelną powagą zareagowała po chwili: „Na ten bilet Pan do Larnaki nie poleci”. Zdębiałem: „Ależ dlaczego, proszę Pani?”. „Bo bilet zawiera na tej samej stronie, gdzie Pana destynacja, czyli Larnaka, także nazwę miejsca, które w ogóle nie istnieje. A przez to cały bilet traci ważność”. „Ale dlaczegoż? Why? Why?” – dopytywałem się jak niesforna poczemuszka. Bez skutku.

Okazało się, że tym miejscem w moim bilecie, które „nie istnieje”, jest Tel Awiw, do którego miałem polecieć z Larnaki. Musieliśmy wykupić nowy bilet na trasie Damaszek-Larnaka i jeszcze tym samym rejsem udałem się w dalszą podróż. Tak przekonałem się na własnej skórze, że bojkot polityczny może rozciągać się do granic negowania fizycznych miejsc na mapie świata.

Do Tel Awiwu dotarłem bezpiecznie. Kismet (a może raczej masir) tak chciał, mimo dyskomfortu i dodatkowych kosztów doświadczonych przy wylocie z Damaszku.

Arabski bojkot Izraela rozpoczął się na dobrą sprawę jeszcze przed proklamowaniem państwa Izrael. Arabskie organizacje palestyńskie wzywały do ekonomicznego sabotowania przedsiębiorców żydowskich na terenie mandatowym, chcąc nie tylko powstrzymać napływ osadników żydowskich, ale wymuszać żydowską emigrację, bez większego powodzenia wszakże. Jeszcze w grudniu 1945 r. nowo powstała Liga Arabska zadekretowała zbiorowy bojkot gospodarczy. Z proklamowaniem niepodległości Izraela bojkot ten przybrał charakter systemowy. Zakładał on nieuznawanie państwa Izrael, zakaz połączeń lotniczych oraz przelotów izraelskich linii lotniczych nad terytorium państw arabskich, zakaz lotów państw trzecich w połączeniach do i z Izraela, zablokowanie połączeń lądowych. Wprowadzono trójpiętrowy system bojkotu handlowo-gospodarczego. Obowiązywał totalny zakaz sprowadzania towarów izraelskich do państw arabskich. Objęto bojkotem wszystkie firmy państw trzecich robiące biznes w Izraelu. A na najwyższym poziomie wpisywano na czarną listę przedsiębiorstwa handlujące z firmami zaangażowanymi w działalność gospodarczą w Izraelu.

Arabski bojkot gospodarczy kruszył się z czasem, a od czasu traktatu pokojowego Izraela z Egiptem w 1979 r. wyłom szedł za wyłomem. Po traktacie z Jordanią w 1994 r. bojkot stracił swój systemowy charakter. Wtedy też arabskie państwa Zatoki Perskiej ogłosiły zaprzestanie tzw. wtórnego bojkotu. Znoszenie bojkotu stało się częścią procesu normalizacji relacji dwustronnych z Izraelem. Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Maroko, Algieria czy Tunezja bądź formalnie zniosły bądź zapewniają o jego niestosowaniu. Nigdy nie stosowała go Mauretania (choć bojkotowała Izrael politycznie). Nadal jednak działa Biuro Ligi Arabskiej ds. Bojkotu, a kilkanaście państw arabskich uczestniczy w regularnych spotkaniach koordynacyjnych. Najbardziej nieprzejednana i boczasta pozostaje Syria.

Utrzymuje się wszakże bojkot dyplomatyczny. Prawie trzydzieści państw członkowskich ONZ nadal nie uznaje Izraela. Są w tym gronie nie tylko państwa arabskie, ale i dziesięć państw członków Organizacji Współpracy Islamskiej (w tym oczywiście i Iran, ale też Pakistan, Bangladesz czy Indonezja), o Kubie, KRLD czy Wenezueli nie wspominając. Przez prawie czterdzieści lat Izrael z powodu islamskiego bojkotu nie był dołączony do żadnej z grup regionalnych w systemie ONZ (geograficznie jego miejscem byłaby grupa azjatycko-pacyficzna). Dopiero na początku obecnego milenium kooptowano Izrael do grupy WEOG (państw zachodnich i europejskich).

Kilkanaście państw nie uznaje paszportów Izraela, nie pozwala swoim obywatelom na podróże do Izraela, a nawet nie honoruje paszportów państw trzecich, w których postawiono izraelską pieczątkę wjazdową czy wstawiono izraelską wizę. Nie zezwala izraelskim sportowcom uczestniczyć w imprezach na ich terytorium, a jeśli zezwala, to zabrania pokazywania izraelskiej flagi i grania jego hymnu. Zakazuje nawet rozgrywania pojedynków ze sportowcami Izraela. Stosuje bojkot kulturalny i naukowy.

Nota bene, nawet w Egipcie, gdzie przez lata funkcjonowała i funkcjonuje izraelska ambasada, izraelska flaga swobodnie powiewać nie zawsze mogła. Przekonałem się o tym w 1995 r., kiedy z ramienia Sekretariatu OBWE jako szef departamentu organizowałem w Kairze seminarium w ramach partnerstwa śródziemnomorskiego. Wieczorem poprzedzającym rozpoczęcie konferencji inspekcjonowaliśmy salę obrad (w części konferencyjnej obiektu znanej zachodniej sieci hotelowej). Wszystko było ok. Salę zamknęliśmy na klucz. Następnego ranka pojawił się poważny problem. Z wielkiej ekspozycji flag państwowych za prezydium konferencji (ponad pięćdziesiąt flag państw OBWE plus odrębnie sześć flag partnerów śródziemnomorskich w porządku alfabetycznym) zginęła flaga Izraela. Skandal. Delegacja Izraela bez niej miała prawo nie chcieć rozpocząć obrad. Po dłuższych oględzinach gdzieś tam tę flagę jednak odnaleźliśmy. Jedna z osób wtajemniczonych wyjaśniła: „Niech sobie wisi, byle nie po sąsiedzku z flagą Egiptu”. Bo akurat tak miała wisieć, co wynikało z kolejności alfabetycznej partnerów śródziemnomnorskich. Nie sama flaga więc przeszkadzała, lecz jej obecność w arabskim sąsiedztwie.

Izrael z bojkotem dawał sobie skutecznie radę. Wymiar gospodarczy bojkotu większych szkód, sądząc po dynamice wzrostu rozwojowego, nie wyrządził. Stany Zjednoczone zwalczały konsekwentnie bojkot pośredni firm amerykańskich robiących interesy z Izraelem. Państwa arabskie i islamskie musiały się tym liczyć. Znosząc w praktyce bojkot gospodarczy Izraela tylko na tym zyskiwały.

Nieuznawanie istnienia państwa Izrael, bądź co bądź powstałego na mocy decyzji ONZ i będącego członkiem organizacji, jest skrajnym przejawem politycznego zapamiętania, zaparcia i zacietrzewienia. Na politykę Izraela wpływ miało ograniczony. Uzasadniło jedynie posługiwanie się w jego wyborach argumentacją wysoce niekiedy egzystencjalną. I przekonującą. A amerykański parasol polityczny dawał poczucie co najmniej dyplomatycznego bezpieczeństwa. Prędzej czy później, nawet najbardziej zatwardziałe establishmenty w państwach arabskich i islamskich muszą istnienie Izraela przyjmować do wiadomości. Choćby nie wiem jak trwały okazał się antyizraelski engram w tożsamości politycznej i społecznej Arabów. W sferze symbolicznej bojkot totalny jest anachronizmem. Niezależnie od powodów politycznych, ostrości sporu z Izraelem i skali niezgody z jego bieżącą polityką.

Turcja nigdy nie uznała rozbiorów Polski, ale nie przeszkadzało jej to przecież utrzymywać stosunków, czy wręcz się przyjaźnić z naszymi oprawcami. Stany Zjednoczone nigdy nie uznały inkorporacji Litwy, Łotwy i Estonii do ZSRR, ale nie wzbraniały swoim obywatelom tam podróżować.

A już przejawem politycznej schizofrenii jest głosowanie przez państwa nieuznające istnienia Izraela za rezolucjami (a nawet przyłaczanie się do nich na zasadzie współautorstwa), które Izrael na forum ONZ potępiają. Bo jak logicznie można krytykować coś (kogoś), co (kto) nie istnieje.

Where’s the flag?! (Kair, 1995 r.)