Russkij Mir, czyli maski geopolityki

„Wot wam russkij mir!”, „Priszoł k nam russkij mir” – takie komentarze można było słyszeć od Ukraińców na internetowych filmikach pokazujących bestialskie akty przemocy armii rosyjskiej podczas inwazji na Ukrainę. Rosyjska napaść odsłoniła zbrodniczą maskę „Rosyjskiego Świata”. Swoim dzielnym oporem Ukraińcy wykopali grób tej doktryny. Stała się ona moralnym trupem. Ale jak złowrogi zombie może jeszcze straszyć ona innych rosyjskich sąsiadów i świat cały.

Doktrynę „Rosyjskiego Świata” uczynił Putin jednoznacznie doktryną polityki zagranicznej Rosji, używając jej dla uzasadnienia aneksji Krymu w 2014 r. Jej autorstwo w sensie koncepcyjnym przypisuje się Piotrowi Szczedrowickiemu, a jej zastosowanie operacyjne w polityce państwowej wiąże się z Glebem Pawłowskim. Rozkwitła ona za władzy Władimira Putina. Propagowane w latach 90-ych idee „bliskiej zagranicy” i reintegracji przestrzeni postsowieckiej przestały wystarczać. Pojawiło się zapotrzebowanie na nową myśl, która uzasadniłaby rosyjskie pretensje mocarstwowe.

Koncepcja „Rosyjskiego Świata” jest odgrzaną ideą wspólnej przestrzeni cywilizacyjnej łączącej naród, ludy i osoby identyfikujące się z językiem rosyjskim i kulturą wyrosłą na jego osnowie. Odnaleziono dla niej głębokie historyczne korzenie. Począwszy od wielkiego księcia Izasława, który w XI wieku odwoływał się do pojęcia „rosyjskiego świata” w liście do papieża Klemensa. Dzisiejsi interpretatorzy wiążą rozwój idei z pokrewnymi pojęciami, jak „rosyjska dusza”, „rosyjski duch”, „rosyjska idea” (Bierdiajew), „rosyjski wszechświat” (Dostojewski), „rosyjski archipelag” (Sołżenicyn), które pojawiały się w minionych wiekach. Jednym z założeń koncepcji jest przyswojenie herderowskiej myśli o wpływie języka na tożsamość człowieka. Mówienie po rosyjsku oznacza zdolność do myślenia po rosyjsku, a w efekcie zdolność do działania „à la russe”.

Koncepcja pozostawała do dziś mglista, co pozwalało naginać ją i interpretować w sposób użyteczny dla uzasadniania polityki rosyjskiej. Punktem wyjścia była teza, że Rosja to ledwie połowa „rosyjskiego świata”, albowiem rozpad ZSRR pozostawił poza jej obszarem miliony ludzi identyfikujących się z Rosją.

Konceptualizacja wspólnoty języka i kultury pozwalała myśleć o wykorzystaniu jej jako swoistego sposobu adaptacji do procesów globalizacyjnych. Małe narody miały poddawać się tym procesom biernie, przyjmując ich skutki. „Russkij Mir” to inaczej czynnik kształtowania procesów globalizacyjnych zgodnie z interesami Rosji. Co w niektórych interpretacjach nabrało niemalże mesjanistycznych odcieni. „Russkij Mir” miał być kulturową zaporą przeciw zgniłemu liberalizmowi Zachodu i rozsadnikiem „zdrowych wartości” dla świata. Sposobem na przeciwdziałanie postępującej agrawacji deprawującego wpływu globalizacji.

Miała koncepcja trzy wymiary.

Pierwszy i politycznie najważniejszy dotyczył najbliższego otoczenia Rosji. Miała doktryna ta dawać Rosji szczególne prawo troski o obywateli byłych republik sowieckich, którzy nie tylko są etnicznymi Rosjanami, ale mówią po rosyjsku lub identyfikują się z kulturą rosyjską. „Russkij Mir” to doktryna, która pozwalała Rosji interweniować w sprawy byłych republik, podważać nawet ich integralność terytorialną, wymuszać uczestnictwo w integracyjnych projektach z Rosją.

Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych ukuła Moskwa pojęcie tzw. ludności „rosyjskojęzycznej”. Występowanie jako rzecznik jej interesów stało się instrumentem polityki zagranicznej Rosji wobec Estonii, Łotwy i Litwy. Obejmowano terminem także nierosyjskie grupy etniczne, nie tylko słowiańskie (czyli Ukraińców, Białorusinów, ale także np. Mołdawian).

„Russkij Mir” zbudowany został na aksjomacie „ludu ruskiego”, który łączy w nierozerwalną całość Rosjan, Ukraińców i Białorusinów. Wyłożył przejrzyście ten aksjomat Władymir Putin w znanym artykule poświęconym Ukrainie, opublikowanym w 2021 r. Warto przypomnieć, ile wysiłku włożyli przywódcy Rosji, w tym Putin osobiście, w przekonywanie liderów Zachodu, że Ukraina jest tworem sztucznym, a to projektem austro-węgierskiego sztabu generalnego z czasów I wojny światowej, a to wymysłem bolszewickim, a język ukraiński jest ledwie ułomną gwarą języka rosyjskiego. Tezy te, z ich całym samodurstwem, wygłaszane chociażby przed i przy okazji szczytu NATO w Bukareszcie w 2008 r. mogły budzić zażenowanie, ale niestety nie pozostawały bez wpływu na poglądy niektórych polityków zachodnich.

W 2011 r. wizytował Warszawę szef ważnej organizacji europejskiej. Podejmował go roboczym lunchem minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Kiedy polski minister poruszył kwestię sytuacji na Białorusi, usłyszał od rozmówcy retoryczne pytanie o to, kimże są w istocie ci Białorusini. Przecież na dobrą sprawę to Rosjanie. Mówią i myślą po rosyjsku. A rozpad ZSRR pozostawił ich poza granicami Rosji. Minister Sikorski oniemiał. Poradził rozmówcy, żeby spróbował powiedzieć Irlandczykom, że w zasadzie ponieważ mówią i myślą po angielsku, to są jedynie odszczepionymi Anglikami. I poczekał, jak zareagują.

Uznanie w 2019 r. przez Konstantynopol autokefalii Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego było niewątpliwie politycznym ciosem w doktrynę jednolitego ludu wszechruskiego.

Aleksander Sołżenicyn już wcześniej postulował przyjęcie za podstawę polityki integracyjnej Rosji „kwestii rosyjskiej” i skoncentrowanie się na jednoczeniu Rosjan, Ukraińców i Białorusinów (z uwzględnieniem zamieszkujących przez nich terenów Kazachstanu czy Mołdawii). Ale koncepcja „Russkiego Miru” wykracza poza jego dezyderaty. Łączy elementy etnokulturowe z obywatelskimi, dając prawo identyfikacji z Rosją wszystkim, którzy wywodzą swoje korzenie od obywateli (poddanych) byłego ZSRR i carskiego imperium.

Jej wyrazem stał się masowy proces tzw. paszportyzacji, czyli wydawania rosyjskich paszportów obywatelom innych państw. Paszportyzacja była instrumentem wspierania separatystycznych władz w Abchazji, Osetii Południowej (mają tam rosyjskie paszporty prawie wszyscy) czy Naddniestrza. Była też realizowana z wigorem w okupowanym Donbasie. Ale z czasem nabrała ona wysokiego tempa nawet w byłych republikach sowieckich na Kaukazie Południowym czy w Azji Centralnej. A obecność na tych obszarach rosyjskich obywateli daje Rosji pretekst do występowania w obronie ich interesów, w tym ich bezpieczeństwa. Chociażby w Donbasie. Wysyłka rosyjskich sił do Kazachstanu w 2022 r. w celu okazania wsparcia miejscowemu reżimowi w zdławieniu protestów potwierdziła zasięg imperialnych ambicji Rosji i gotowość do wykorzystania karty mniejszości rosyjskiej w kontrolowaniu strefy wpływów.

Innymi słowy, jest „Russkij Mir” wcieleniem doktryny rosyjskiej strefy wpływów na obszarze byłego ZSRR i to w najbardziej rewanżystowskim, imperialnym wydaniu. W swoim przemówieniu 18 marca 2014 r. Putin, uzasadniając aneksję Krymu, wyraził nadzieję, że zwłaszcza Niemcy zrozumieją dążenia Rosyjskiego Świata, wynikające z rosyjskiej historii do odbudowy jedności. Co prawda już w 2015 r. Ławrow próbował negować ten zamiar i aspiracje do „zbierania ziem rosyjskich”. Porównywał „Russkij Mir” do Frankofonii, wspólnoty iberoamerykańskiej, działalności instytutów Goethego, Konfucjusza czy Cervantesa. „Russkij Mir” miał być projektem dotyczącym kultury, wartości, języka i religijnych przekonań.

„Russkij Mir” wszakże nie jest tożsamy z ideą integracji euroazjatyckiej. „Russkij Mir” jest szeroką formułą o zabarwieniu ideologicznym, koncepcją „soft power” dla uzsadnienia działań nawet zbrojnych. Integracja eurazjatycka jest zaś projektem ściśle geopolitycznym, strategicznym, instytucjonalnym, regulacyjnym. „Russkij Mir” jest poza tym instrumentem wymierzonym głównie w integrację obszarów etnicznie bliskich Rosji (słowiańskich, z dużą liczbą mniejszości rosyjskiej lub tzw. osób rosyjskojęzycznych), ale także tych, które wymknęły się lub wymykają rosyjskiej kontroli (jak Ukraina, Gruzja czy Mołdawia). Integracja eurazjatycka ma natomiast zasięg odpowiadający rosyjskim możliwościom kontroli geopolitycznej. Tak więc „Russkij Mir” nie jest doktryną szczególnie eksponowaną np. wobec Armenii, bo jest Armenia zdana geopolitycznie na konieczność udziału w integracji euroazjatyckiej. Ale kiedy eurazjatyckie argumenty zawodzą, może być „Russkij Mir” przywołany jako element presji. Tak zinterpretowano oświadczenia Putina, który wypominał Kazachom brak tradycji państwowej i sugerował, że Kazachowie winni być zainteresowani byciem częścią „większego Rosyjskiego Świata”.

Po drugie, Rosyjski Świat był płaszczyzną łączności z rosyjską diasporą na całym świecie. To sposób na budowanie historycznej ciągłości w relacjach z emigracją, przezwyciężenie zwłaszcza podziałów, jakie wywołał bolszewicki okres we wspólnych dziejach. Inicjatywy, takie jak powstała w 2007 r. Fundacja Rosyjskiego Świata, bardzo szybko wyszły poza ramy budowania łączności z rosyjskimi współziomkami w „bliskiej i dalszej zagranicy” i zaczęły obejmować wszystkich obcych obywateli, którzy nie tylko mówią po rosyjsku i lubią rosyjską kulturę, ale generalnie dobrze życzą Rosji. Problemem realnym jest to, że w większości zachodnie wspólnoty rosyjskiej diaspory choć pragną podtrzymywać więź z kulturą rosyjską, nie chcą niekiedy politycznie identyfikować się z reżimem Putina i głoszonymi przez niego wartościami (homofobia, etc.). Ale „osoby dobrze życzące Rosji”, poza niektórymi wyjątkami, sympatię do Rosji łączą z sympatią do Putina. Demonstracje Rosjan, które odbyły się w kilku miastach niemieckich w trakcie najazdu rosyjskiego na Ukrainę w 2022 r., pokazały mimowolnie siłę oddziaływania „Russkiego miru” na mentalność diaspory.

Po trzecie, był Rosyjski Świat wehikułem budowy wizerunku Rosji w świecie, ideologicznym napędem rosyjskiej dyplomacji publicznej. Począwszy od 2004 r. rosyjska dyplomacja publiczna nabrała wysokiej intensywności. Jej okrętem flagowym stały się kanał telewizyjny „RT” i serwis informacyjny „Sputnik”. Z dziennikarstwem nie miały wiele wspólnego. Były tubami propagandy politycznej. Trzeba było rosyjskiej wojny przeciw Ukrainie, żeby w państwach zachodnich ostatecznie ich zakazano.

W tym – wizerunkowym – sensie jest w przekazie publicznym „Russkij mir” apoteozą Pax Russica.

Budował on wizerunek Rosji jako odrębnej cywilizacji opartej na zdrowych wartościach. W 2008 r. ten rodzaj myślenia został nawet odzwierciedlony w doktrynie polityki zagranicznej Rosji. Zgodnie z nią rywalizacja globalna nabrała wymiaru cywilizacyjnego i stała się rywalizacją między systemami wartości i modelami rozwojowymi. Rosja jest w niej sytuowana jako obrońca czynnika moralności i duchowości w rozwoju cywilizacyjnym. Rosja zadeklarowała się jako odrębna, konserwatywna cywilizacja. Jej zagłada, w opinii autorów, oznaczałaby nieuchronność zapanowania nad światem (a przynajmniej jego zachodnią częścią) dystopijnych scenariuszy żywcem wziętych z hukslejowskich wizji.

Wizerunek Rosji jako państwa opartego na silnej władzy i konserwatywnych wartościach przemawiał do przekonania wielu zachodnim politykom, w tym zwłaszcza ze skrajów politycznego spektrum, nacjonalistycznych i faszyzujących. Próbowali znaleźć oni w Putinie wzorzec polityka i patrona konserwatyzmu. I byli przez Putina cynicznie wykorzystywani (jako „użyteczni idioci”) w jego planie wspierania tendencji destabilizacyjnych na Zachodzie, osłabiania zwartości Zachodu, doprowadzenia przez populizm do swoistej anomii, która rozłożyłaby społeczeństwa zachodnie od środka. Nawet jeśli nie sposób przypisać tym politykom dolus directus, ich proputinizm był najbardziej antyzachodnim działaniem politycznym doby dzisiejszej. Niektórzy z nich zdobyli się dziś na ekspiację i uderzenie w piersi. Ale czy szczerze?

Ideologiczny, konserwatywny wymiar polityki rosyjskiej wspierała cerkiew prawosławna, ale bez posługiwania się terminem „Russkiego Miru”. Wolała zawsze pojęcie „Świętej Rosji”.

Był w sumie „Russkij Mir” doktryną na tyle rozmytą i elastyczną, że mógł być argumentem w negocjowaniu przez Rosję jej mocarstwowej roli w świecie i statusu jako odrębnego centrum wpływów w Europie. Ale stał się źródłem jej ostracyzmu i symbolem moralnego i cywilizacyjnego upadku.

Czy było w Ruskim Mirze miejsce dla demokracji? Rozmowy z Rozą Otumbajewą, przywódczynią melonowej rewolucji 2010 r. w Kirgistanie i prezydentką kraju