Internacjonalizm proletariacki, czyli moralne fiasko zapalczywej ideologii

Pobratymstwo może mieć nie tylko wymiar językowy, etniczny, religijny. Opisywałem doktryny polityki zagranicznej oparte na tak pojmowanym solidaryzmie przez ostatnie kilka tygodni. Można jednak odrzucać plemienność etniczno-kulturową jako taką i próbować dowodzić prymatu innych więzi (i podziałów) społecznych, a zwłaszcza klasowych. Takie były skutki przeniknięcia marksizmu (a zwłaszcza leninizmu) do polityki zagranicznej. Na proletariackiej tożsamości klasowej podjęto próbę zbudowania nowej postaci solidaryzmu międzynarodowego. Pierwszą i najważniejszą dyrektywą polityki zagranicznej ZSRR i obozu socjalistycznego była doktryna internacjonalizmu proletariackiego. Była ona również oficjalną doktryną dyplomacji PRL. Dziś więc początek reminiscencji historycznych, przypominających doktryny polityki zagranicznej czasów słusznie minionych.

Przywódcy ZSRR konsekwentnie zapewniali, że socjalizm oznacza budowę nowego typu stosunków międzynarodowych. Zasada internacjonalizmu proletariackiego miała być fundamentem nowego ładu. Pojawiła się wcześnie w rozwoju międzynarodowego ruchu robotniczego. Wyrażało ją m.in hasło „proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”. A Marks w kontekście polskiego powstania styczniowego dowodził, że służyła ona nie tylko interesom klasy robotniczej, lecz wyzwoleniu wszystkich uciskanych narodów. Lenin zaś ogłosił aksjomatem, że częścią internacjonalizmu proletariackiego miało być wspieranie ruchów narodowowyzwoleńczych i anty-kolonialnych.

Ale głównym celem internacjonalizmu była konsolidacja ruchu robotniczego. W duchu internacjonalizmu tworzono międzynarodówki partii robotniczych, w tym i Komintern.

Po zwycięstwie rewolucji bolszewickiej doktryna internacjonalizmu nabrała charakteru polityki państwowej. To z jej pomocą uzasadniano zbrojne zdławienie przez sowiecką Rosję niepodległości republik narodowych na Kaukazie Południowym, na Białorusi i w Ukrainie, a także pomoc bolszewików dla rewolucji niemieckiej i węgierskiej. A kiedy nadzieje na rewolucyjną reakcję łańcuchową w Europie upadły, absolutnym priorytetem stało się wspieranie ruchów robotniczych w świecie kapitalistycznym i ruchów narodowowyzwoleńczych w koloniach. Prowadząc wielokrotnie do oskarżeń o eksport rewolucji, sponsorowanie działalności wywrotowej i irredentystycznej.

Ale kiedy wymagały tego względy geopolityczne, na przykład po niemiecko-sowieckim pakcie z Rapallo w 1922 r., czy po pakcie Ribbentrop-Mołotow, solidaryzm był wygaszany, co w szczególności odczuli dotkliwie komuniści w Niemczech w latach 1939-1941. Stalin nie kiwnął palcem, kiedy pakowano ich do obozów koncentracyjnych.

Internacjonalizm proletariacki znalazł nowe teoretyczne obleczenie po drugiej wojnie światowej. Jako konsekwencja Jałty powstał obóz państw socjalistycznych. A rewolucja komunistyczna zwyciężyła w Chinach i zaczęła rozlewać się po Azji (KRLD, Indochiny). Socjalizm ogłoszono na Kubie.

Całościowa doktryna internacjonalizmu proletariackiego obejmowała więc trzy elementy składowe. Po pierwsze, solidaryzm w ramach wspólnoty państw socjalistycznych. Po drugie, wsparcie dla ruchów komunistycznych i robotniczych na całym świecie. Po trzecie, sprzyjanie ruchom narodowowyzwoleńczym, dekolonizacji i emancypacji narodów.

Spójność doktryny internacjonalizmu zakłócały wykluczenie ze wspólnoty oskarżonej o renegactwo Jugosławii w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, wielka schizma z Chinami pod koniec lat pięćdziesiątych, mała schizma z Albanią na początku lat sześćdziesiątych. Okazało się, że, wbrew doktrynie, państwa głoszące wierność ideologii komunistycznej mogą prowadzić między sobą nawet działania zbrojne (incydent na wyspie Damanski w 1969 r.). Geopolityczny uzus wyraźnie rozmijał się z teoretycznymi założeniami.

Internacjonalizm zakładał specjalny charakter relacji w ramach wspólnoty państw socjalistycznych. Fakt, że wspólnota ta nie obejmowała wszystkich państw budujących socjalizm i rządzonych przez partie komunistyczne (a tylko te, które uznawały hegemonię Sowietów) powodował, że ideolodzy sowieccy (i nie tylko) musieli zaproponować naukową definicję wspólnoty, która przykrywałaby fakt, że o przynależności do wspólnoty rozstrzyga najzwyczajniej uznanie przywództwa ZSRR w tym gronie. Była więc wspólnota formułą akceptacji sowieckiego imperializmu (hegemonizmu).

Dworscy ideolodzy stanowili więc, że o przynależności do wspólnoty decyduje spełnienie czterech warunków: funkcjonująca w praktyce dyktatura proletariatu, ustrój socjalistyczny w gospodarce, ideologia marksistowska jako podstawa rozwoju społecznego i antyimperialistyczna polityka zagraniczna. Relacje w ramach wspólnoty miały opierać się na trzech głównych zasadach: socjalistycznej jedności, internacjonalizmie i pomocy wzajemnej. Socjalistyczna jedność zakładała wymóg stałej i ścisłej koordynacji. Dopuszczano istnienie sprzeczności między interesami państw socjalistycznych, ale określano je jako sprzeczności nieantagonistyczne. Nie zakłócały całościowej homeostazy. Internacjonalizm socjalistyczny traktowano jako przedłużenie internacjonalizmu proletariackiego. Miał on przezwyciężać spuściznę starych nacjonalizmów, przeciwdziałać pojawianiu się nowych. Pomoc wzajemna zaś była traktowana jako konieczne uzupełnienie tradycyjnych form współpracy gospodarczej.

Wspólnota socjalistyczna wykształciła dwie instytucjonalne płaszczyzny działania: Radę Wzajemnej Pomocy Gospodarczej i Układ Warszawski. Znamienne, że w polskim MSZ problematykę RWPG przez wiele lat prowadził departament krajów socjalistycznych, zaś UW był w gestii oddzielnego departamentu ds. relacji z ZSRR.

Internacjonalizm skompromitowały niekończące się ingerencje Sowietów w życie państw tzw. wspólnoty socjalistycznej, ręczne sterowanie działalnością partii komunistycznych na świecie i geopolityczna instrumentalizacja ruchów narodowowyzwoleńczych. Jak opowiadał mi jeden ze znajomych filozofów, skierowany dawno temu do pracy w redakcji czasopisma „Problemy Pokoju i Socjalizmu” w Pradze, nie dziwiła go obecność „teoretyków” spod znaku Irlandzkiej Armii Republikańskiej w kolejce do internacjonalistycznej kasy po odbiór wynagrodzenia. Był „internacjonalizm” jednym z podręcznikowych przykładów orwellowskiego double-speaku. Zniknął z kart teorii stosunków międzynarodowych po krachu światowego systemu socjalistycznego. I nie da się w żaden sposób wykorzystać szlachetnych jego skojarzeń (przezwyciężanie narodowych uprzedzeń) do krzewienia empatii międzynarodowej i zdrowego kosmopolityzmu. A wciąganie dziś sowieckiej czerwonej flagi z sierpem i młotem (obok flagi rosyjskiej) na maszty w okupowanych przez Rosjan miastach w Ukrainie potwierdza tylko asocjacje doktryny z ekspansją i podbojem.

Ćwiczenia erystyczne z internacjonalizmu – Festiwal Młodzieży i Studentów (Moskwa, lipiec 1985 r.). Obok Autora siedzą późniejsi ambasadorowie RP Jakub Wołąsiewicz i Jacek Paliszewski.