Doktryna Breżniewa, czyli klątwa materializmu historycznego

Doktryna interwencji pod czerwonym sztandarem została pierwotnie sformułowana w artykule Sergieja Kowalowa opublikowanym w „Prawdzie” we wrześniu 1968 r. pod tytułem „Suwerenność i międzynarodowe zobowiązania państw socjalistycznych”. W kanonicznej wersji Leonid Breżniew, najznamienitszy z falerystów wśród przywódców świata, opisał ją osobiście w swoim przemówieniu na V Zjeździe PZPR w listopadzie 1968 r.

A stanowiła ona, że „kiedy siły wewnętrzne i zewnętrzne wrogie socjalizmowi próbują zawrócić rozwój niektórych państw socjalistycznych ku kapitalizmowi, staje się to zagadnieniem nie tylko danego kraju, ale wspólnym problemem i troską wszystkich państw socjalistycznych”.

Doktryna posłużyła za uzasadnienie (ex post) interwencji państw UW (w sensie politycznym wszystkich poza Rumunią, która udziału odmówiła) w Czechosłowacji w sierpniu 1968 r. W operacji „Dunaj” wzięło udział ponad 400 tys. żołnierzy, 6300 czołgów, 800 samolotów. I była ona niewątpliwie pokazem sprawności organizacyjnej Paktu. Ale w wymiarze politycznym była zaprzeczeniem finezji.

Nie byłoby doktryny Breżniewa bez doktryny Stalina, sformułowanej jeszcze w 1945 r. dla uświadomienia skutków podziału jałtańskiego. Brzmiała ona mianowicie, że kto okupuje terytorium, wprowadza na nim swój własny system społeczny. Każdy narzuca swój system tam, dokąd posunie się jego armia. I tak się w istocie w przypadku pochodu sowieckiej armii stało, poza nielicznymi wyjątkami, jak choćby w Austrii. Jej część, którą okupowali Sowieci, była wszakże za mała, by zbudować tam socjalizm.

A sowieckie interwencje miały miejsce nim jeszcze pojawiła się doktryna Breżniewa.

W noc z 18 na 19 października 1956 r. wojska radzieckie wyszły ze swoich baz i ruszyły po polskich drogach na Warszawę, aby siłą zapobiec niepożądanemu rozwojowi wypadków na szczytach PZPR. Chruszczow pogodził się jednak z nieuchronnością polskich zmian październikowych i wojska radzieckie powróciły do koszar. Do konfrontacji zbrojnej nie doszło.

Pierwsza interwencja za trwania Układu Warszawskiego, i to najbardziej krwawa, dokonała się na Węgrzech w październiku i listopadzie 1956 r. Rząd Imre Nagy’a ogłosił 1 listopada wyjście Węgier z Układu Warszawskiego, ale tak naprawdę decyzja o krwawej rozprawie z protestującymi zapadła na Kremlu dzień wcześniej (mogła mieć na to wpływ informacja o planowanej deklaracji neutralności przekazana w Budapeszcie Mikojanowowi). Ulokowane już na Węgrzech 5 sowieckich dywizji wzmocniono o 12 dywizji, które sprowadzono z zewnątrz. I przeprowadzono brutalne stłumienie węgierskiego powstania. Chruszczow nie zaangażował sił zbrojnych innych państw komunistycznych, ale osobiście poinformował o interwencji w dniach 1-3 listopada przywódców państw UW (Gomułka dowiedział się o niej jako pierwszy na spotkaniu w Brześciu), a nawet Prezydenta Titę. Zginęło ponad 2000 węgierskich patriotów. Kiedy wypomina się zwolennikom Orbana, że jego proputinowska polityka urąga dziś pamięci tych ofiar, słyszeć można tłumaczenia, że przecież Chruszczow był Ukraińcem i trzon narodowościowy interweniujących w 1956 r. sił stanowili Ukraińcy, więc jeśli mieć zadrę, to nie przeciw Rosjanom (i Putinowi), ale Ukraińcom. Tłumaczenie tyleż perfidne, co zakłamane.

Kolejna interwencja to operacja „Dunaj”. Rozpoczęła się ona 20 sierpnia 1968 r. Do Czechosłowacji wkroczyły jednostki bojowe ZSRR, Polski (25 tys. żołnierzy) i Węgier. Sztab interwencyjny operował w Legnicy. Doświadczeni lekcją węgierską, Sowieci nie chcieli brać wyłącznie na siebie odium interwencji. Wymusili akcję sojuszniczą. Życie straciło ponad 100 Czechów i Słowaków.

Czystki, jakie dotknęły po interwencji aparat urzędniczy Czechosłowacji, odbiły się na stanie czechosłowackiej dyplomacji. Jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych na szczeblach ambasadorskich sporo było tam tępych doktrynerów. Pod względem profesjonalnym robili jak najgorsze wrażenie. Kiedy doszło do zmiany władzy po aksamitnej rewolucji musieli Czesi stawiać na outsajderów, albo wyciągać z niebytu ofiary czystek, jak choćby pewnego dyplomatę, który został w 1990 r. ambasadorem na rokowaniach w sprawie rozbrojenia konwencjonalnego i środków budowy zaufania we Wiedniu po wielu latach zesłania w archiwum czechosłowackiego MSZ. Wyciągnięty nagle z zacisza archiwum, długo czynił wrażenie oszołomionego, ale radę dawał sobie dzielnie.

Nie tylko w Czechach archiwum stało się instrumentem polityki kadrowej. Także w Polsce i to w najnowszych czasach. W ostatnich 25 latach do archiwum MSZ RP „zesłano” z powodów całkiem niemerytorycznych kilku byłych dyrektorów generalnych, kilku byłych dyrektorów, kilku byłych ambasadorów. Każda (za małymi wyjątkami) ekipa polityczna sięgała po ten środek, choć w latach 2005-2007 i od roku 2015 r. stosowano go ze szczególnym upodobaniem. W końcu lipca 2021 r. skierowano do świadczenia pracy w archiwum jednocześnie kilkanaście osób. Z dnia na dzień, bez pytania zainteresowanych, bez uzgodnienienia z szefami komórek organizacyjnych, w których pracowali, bez przygotowania dla nich odpowiednich warunków pracy. Łączyło „zesłanych” jedno: wszyscy byli absolwentami MGIMO. Jak stwierdził pewien znawca historii polskiej dyplomacji, był to pierwszy przypadek zbiorowej szykany, jaki miał miejsce w polskim MSZ od 1968 r. Wtedy dyskwalifikowała „niestosowna” narodowość w drzewie genealogicznym, dziś dyplom „niestosownej” uczelni. A wtedy i dziś podtekstem było podejrzenie o tzw. nielojalność wobec państwa polskiego. Aż w tezę owego znawcy trudno uwierzyć. Ale o stosowności (bądź nie) porównań dzisiejszych praktyk do czasów słusznie minionych innym razem. Nie brakło otwarcie krytycznych głosów wobec tej kadrowej czystki, zwłaszcza na łamach „Gazety Wyborczej” i „Newsweeka”. Jak biczem smagnął po kierownikach PiS-owskiej dyplomacji w liście pożegnalnym były dyrektor polityczny MSZ Jarosław Bratkiewicz. I tyle było tego. Wymowne stało się milczenie co najmniej kilku postaci życia publicznego, które znały MSZ dobrze, a ofiary czystki nawet bardzo dobrze, a i same doświadczały podobnej dyskryminacji (z różnych powodów). Wiosną 2022 r. PiS-wski rząd przygotował ustawę, która absolwentów MGIMO usunie całkiem z dyplomacji.

Wróćmy wszakże do tematu. Kolejnym obiektem, choć niedoszłym, doktryny Breżniewa miała stać się w latach 1980-1981 Polska. Plany interwencji wojskowej szykowano wtedy z całym zaangażowaniem sztabowym. Zaplanowane na początku grudnia 1980 r. manewry „Sojuz-80” miały odbywać się częściowo na terytorium Polski, ale bez udziału polskich jednostek wojskowych. Była to jednoznacznie generalna repetycja przed wkroczeniem wojsk UW dla stłumienia „Solidarności”, podobnie jak ćwiczenia „Szumawa” były przygotowaniem do operacji „Dunaj” w 1968 r. Wejść miało 15 dywizji sowieckich, dwie czeskie i jedna NRD. Mogły je wzmocnić z czasem cztery dywizje polskie. Podtrzymywało opcje interwencji przeprowadzenie ćwiczeń „Sojuz-81” (w marcu i kwietniu 1981 r.), a we wrześniu 1981 r. armia radziecka rozwinęła niespotykane pod względem skali manewry „Zapad-81”. Sowieckie grupy rozpoznawcze w cywilnych ubraniach przeprowadzały wizje lokalne w strategicznych obiektach (siedziby radia i telewizji, gmach KC PZPR, obiekty administracji państwowej i in.). Wprowadzenie stanu wojennego tzw. wewnętrznymi siłami, uczyniło interwencję zbyteczną. A była ona bardziej niż realna i tak nieprzewidywalna w skutkach, że, jak się zdaje, nie tylko Zachód, ale i decydenci na Kremlu odetchnęli z ulgą. A Wojciech Jaruzelski został odznaczony Orderem Lenina.

Proletariacki internacjonalizm po dokonaniu się procesu dekolonizacji otrzymał nowe wydanie w postaci pomocy dla państw rozwijających się o orientacji socjalistycznej. Tak doktrynalnie uzasadniano pomoc militarną Kuby dla Angoli czy Mozambiku, czy też polityczne i nie tylko wspieranie reżimu w Etiopii. Problem powstawał, kiedy zmiana władzy w tych państwach oznaczała zarzucenie orientacji socjalistycznej. Można było się temu przyglądać biernie, jak choćby w Tanzanii, bo tam główne wsparcie pochodziło i tak z Chin. Ale tam, gdzie swojego poparcia udzielał ZSRR, taki historyczny rewers podważał wiarygodność głoszonej oficjalnie teorii. Interwencje wojskowe ZSRR na obszarze „Trzeciego Świata” oprócz oczywistych celów geopolitycznych miały także podszewkę niewątpliwie ideologiczną. I zaprowadziły politykę zagraniczną ZSRR w ślepy zaułek. Wykopała ona grób dla imperialnych ambicji sowieckich w Afganistanie. Od grudnia 1979 r. przez następne prawie dziesięć lat wojska sowieckie ugrzęzły w Afganistanie (osiągając maksymalnie rozmiar 120 tysięcy), angażując niebagatelne środki finansowe (choć stanowiły one ledwo 2,5 proc. budżetu wojskowego) i ludzkie (zginęło ponad 15 tys żołnierzy), osłabiając pozycję międzynarodową ZSRR pewno nawet bardziej niż autorytet USA interwencja w Wietnamie. Państwa UW formalnie w interwencję zaangażowane nie były. Wymagano od nich wszakże solidarności politycznej, a pod koniec lat osiemdziesiątych nawet symbolicznego zaangażowania pomocowego. Afganistan potwierdził swoją sławę jako cmentarz imperiów.

Taki był kres doktryny Breżniewa. Próbował ją jeszcze reaktywować po 4 czerwca 1989 r. Nicolae Ceausescu. W sierpniu 1989 r. wysłał on do Gorbaczowa posłanie (a oddzielnie do innych przywódców UW), w którym domagał się podjęcia „pilnych środków” w celu zapobieżenia „likwidacji socjalizmu” w Polsce. Sowiecka odpowiedź przyszła szybko i sugerowała, aby pozostawić sprawę socjalizmu w Polsce w rękach „polskich towarzyszy”.

Stała za doktryną Breżniewa niewątpliwie geopolityka. Ale jej przebranie w ideologiczne szaty usztywniało ją. Czyniło cyniczną i pchało w ślepy zaułek. Powodowało, że socjalistyczny eudajmonizm nie musiał bynajmniej liczyć się z oczekiwaniami narodów, kosztami i moralnymi zasadami.

I kiedy tylko doktryna przestała działać, a Polska w 1989 r. była tego testem, posypał się i ustrój socjalistyczny, i „rodzina państw socjalistycznych”. O tym za tydzień.

Snujemy nowe plany geopolityczne dla Europy Środkowej. Od lewej: ja (późniejszy wiceminister SZ RP), Jiri Schneider (późniejszy wiceminister SZ Czech), Ian Brzeziński (późniejszy z-ca Asystenta Sekretarza Obrony USA). Wye River Plantation, USA, maj 1992 r.