Just for the Record. Wpis osiemnasty: pojednanie i wiarygodność

W czasach zimnej wojny zachodni dyplomaci wyrzucali przedstawicielom tzw. obozu socjalistycznego, kiedy ci kwestionowali związek praw człowieka i demokracji z relacjami miedzypaństwowymi: „Jak mamy ufać waszym rządom, skoro nie ufają im nawet właśni obywatele?”.

Pytanie pokrewne na dziś: czy możliwe jest budowanie zaufania w relacjach z państwem, które nie tylko nie rozliczyło się z własnych relacji ze światem zewnętrznym, ale nawet nie rozliczyło się z własną przeszłością? Nie jest to bynajmniej pytanie abstrakcyjne. Dotyczy ono – nie przymierzając – polskiej oceny przyszłej możliwości odbudowy zaufania wobec Rosji. I nie tylko odbudowy zaufania do Rosji przez Polskę. Jeszcze bardziej choćby zaufania Ukrainy wobec Rosji, kiedy zakończy się wojna.

Po upadku ZSRR, po upadku komunizmu w Rosji mało kto na Zachodzie się przejmował, czy i jak Rosjanie dokonają rozrachunku z trudną historią bolszewizmu, jak zorganizują sobie tzw. sprawiedliwość tranzycyjną. Nie wszystkim było to obojętne. Polsce nie było, również dlatego, że wielu Polaków miało osobisty interes w tym, aby prawda o zbrodniach i naruszeniach praw człowieka za sowieckich czasów wyszła na światło dzienne, a sprawcy zostali wskazani, skazani lub potępieni. Ten osobisty interes miała także moja rodzina.

Na Zachodzie wszakże dominowała obojętność. Tam utrwaliło się przekonanie, że najważniejsza jest wewnętrzna stabilność w Rosji, jej przewidywalność. Jeśli rozliczenia miałyby zachwiać proces wychodzenia Rosji z komunizmu, mogły stać się przeciwskuteczne. Tak tam sobie myślano.

Po latach nie sposób nie żywić przekonania, że nie byłoby Putina, nie byłoby powrotu autorytaryzmu i imperializmu w rosyjskiej polityce zagranicznej, gdyby Rosja należycie osądziła własną komunistyczną przeszłość i przedsięwzięła uczciwą sprawiedliwość tranzycyjną. Coś tam i jakoś tam rozliczała. Rehabilitowała tysiące, jeśli nie miliony niewinnych ofiar. Odtajniała dokumenty. Obalała pomniki. Ale zatrzymała się w sumie na początku procesu. A potem nastąpił putinowski regres. Symbolami fiaska stały się powrót pomnika „Żelaznego Feliksa” na Plac Łubiański w Moskwie i delegalizacja „Memoriału”.

Dziś Zachodowi nie jest więc obojętne, jak Rosja odbuduje sprawiedliwość po rządach Putina. Kiedykolwiek nie naszedłby ich kres.

Opozycja w Rosji, zwłaszcza antywojenna, chce przyswoić sobie doświadczenia innych państw, które wyzwalały się z opresyjnych reżimów. To chwalebne. Doświadczeń jest multum, także z obszaru Rosji najbliższego, czyli państw, które przed ponad trzydziestu laty zrzuciły pęta komunizmu.

Nauki płyną z doświadczeń tych różne. Oczywiście wskazówka podstawowa jest taka, aby nie traktować sprawiedliwości tranzycyjnej jako celu samego w sobie. Owa sprawiedliwość to więcej niż przywrócenie prawdy. To nie odwet, zemsta, odkupienie. Chodzi w niej o odbudowę elementarnej spójności i zaufania w społeczeństwie. A modelu uniwersalnego, idealnego nie ma. Trzeba wypracować własny.

Wiele zależy od tego, w jaki sposób dokonuje się zmiana. Jeśli jest wynikiem politycznego dealu z odchodzącym opresyjnym reżimem (jak choćby w RPA), to więcej w sprawiedliwości tranzycyjnej elementów pojednania niż rozliczeń. Inna sprawa, jeśli zmiana jest wynikiem zasadniczej rewolucji, czy nawet wojny domowej. Wtedy elementy emocjonalnego odwetu mogą wziąć górę. A jeszcze inna sytuacja powstaje, jeśli zmiana wynika z przewrotu wewnętrznego w elicie rządzącej, zamachu pałacowego, coup d’etat na szczytach władzy. Może wtedy pojawić więcej elementów pozornej sprawiedliwości, rozliczeń na pokaz. No a całkiem inna sprawiedliwość tranzycyjna może dokonywać się, jeśli zmiana jest wynikiem czynnika zewnętrznego, jak w Niemczech po zakończeniu II wojny światowej.

Na przebieg procesu tranzycji wpływać mogą także czynniki kulturowe, w tym religijne. Poważni badacze dowodzą, że inaczej na sprawiedliwość tranzycyjną patrzą społeczności z dominacją religii prawosławnej, a inaczej katolicy i protestanci.

Z tytułu obowiązków zawodowych analizowałem doświadczenia sprawiedliwości tranzycyjnej na Bałkanach, na tzw. obszarze postsowieckim, ale także w Afryce.

Doświadczenia są różne. Nie ma w nich czytelnej recepty na sukces. Ale pewne generalne wnioski dają się sformułować.

Po pierwsze, dobrze jest zbudować szeroki konsens polityczny wokół założeń sprawiedliwości tranzycyjnej, najlepiej w całym społeczeństwie, jak choćby miało to miejsce w Hiszpanii po odejściu Franco, albo co najmniej wewnątrz władzy przychodzącej. W Polsce takiego konsensu po 1989 r. nie było nawet w obozie postsolidarnościowym. Prawa jego część, w tym PiS, była zwolennikiem podejścia radykalnego, odwetowego wręcz. Lewa i liberalne strony podejście demonstrowały bardziej pojednawcze. Skutkiem tego każda zmiana kompozycji politycznej rządu skutkowała w Polsce korektami ustawodawczymi, czasami wręcz zasadniczymi. Podziały społeczne rozpalane były na tle rozliczeń i weryfikacji kadr przez dekady całe.

Po drugie, proces sprawiedliwości tranzycyjnej winien być nakreślony holistycznie i wszechstronnie. Podręczniki i poradniki zawierają bogaty spis działań, które należałoby podejmować. Najpilniejsze wydaje się naprawianie krzywd. W Polsce już w 1991 r. przegłosowano ustawę, która uruchamiała proces rewizji politycznie motywowanych wyroków sadowych. Ale dopiero w 2009 r. systemowo i ostatecznie uregulowano wypłatę rekompensat ofiarom, a w 2015 r. – działaczom opozycji. Ważne jest wdrożenie postępowań przeciw sprawcom popełnionych przestępstw i zbrodni. Lustracja i weryfikacja kadr to następne elementy sprawiedliwości. W Polsce weryfikacji poddano początkowo jedynie funkcjonariuszy służb specjalnych. Obawiano się prawdopodobnie ich nielojalności. Policję oczyszczano powoli (w czerwcu 1990 r. zwolniono ze służby ledwo 3 tys. z 80 tys. funkcjonariuszy). Wojska nie weryfikowano w ogóle. W sposób nieudolny weryfikowano dopiero 2006 r. kadrę Wojskowych Służb Informacyjnych. Sędziów systemowo nie weryfikowano, choć osoby skompromitowane musiały poddawać się procedurom dyscyplinarnym i karnym. Służbę cywilną (i niektóre zawody zaufania publicznego) początkowo weryfikowano pod względem prawdomówności lustracyjnej, a w 2023 r. pod względem kontaktów i pracy w tajnych służbach. Wydaje się, że właśnie od weryfikacji kadr sędziowskich i służby cywilnej należałoby cały proces odbudowy wiarygodnosci instytucji państwowych zacząć. Utrwalano pamięć o ofiarach represji i zasłużonych w walce z reżimem. Szybko usunięto pomniki władzy ludowej, ale późno i niekonsekwentnie zaczęto usuwać ślady toponimiczne po „bohaterach epoki komunistycznej”. Komisja prawdy nie powstała, a wyjaśnianiem przeszłości miał zająć się Instytut Pamięci Narodowej (nie bez kontrowersyjnych działań). Polska, mimo posunięć niekiedy chaotycznych, spóźnionych, czasem realizowanych nieudolnie jest przykładem szerokiego podejścia do sprawiedliwościowi tranzycyjnej.

Po trzecie, proces tranzycji powinien zostać oparty na solidnych podstawach prawnych. Dotyczy to w szczególności państw, które podlegają jurysdykcji trybunałów międzynarodowych. Dla przykładu, polska ustawa o lustracji z 1997 r. była w pierwszych latach jej stosowania skutecznie zaskarżana przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. A wedle Trybunału naruszała ona przede wszystkim zasadę równości stron, świętą w europejskiej jurysprudencji. Bo osoba, której oświadczenie sprawdzano pod względem prawdziwości, nie miała pełnego dostępu do materiałów dowodowych, a na sprawie mogła się pojawić jedynie w charakterze świadka. Już nawet nie europejskie, ale same polskie sądy podważały legalność ustawy z 2016 r. dotyczącej obniżenia uprawnień emerytalnych pracownikom aparatu spraw wewnętrznych, ustawy z 2018 r. o „dekomunizacji” służby zagranicznej, czy też ustawy z 2023 r. o „dekomunizacji” służby cywilnej. A sądy europejskie też podważają i będą te ustawy podważać, bo trącą one stosowaniem zasady odpowiedzialności zbiorowej, co w Europie jest nie do zaakceptowania. Krótko mówiąc, w państwie prawa sprawiedliwość nie może stać ponad prawem.

Po czwarte, proces sprawiedliwości tranzycyjnej powinien dokonywać się w rozsądnym przedziale czasowym. Opieszałość, ospałość, przeciąganie nie tylko opóźnia dokonanie się rzeczywistego pojednania, ale też podmywa zaufanie ze strony społeczeństwa co do intencji przyświecających sprawiedliwości tranzycyjnej. W Polsce osądzenie sprawców zbrodni komunistycznych, jak choćby masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. czy pacyfikacji kopalni „Wujek” w grudniu 1981 r., zajęło skandalicznie niezrozumiale dużą ilość czasu. Prokuratura rozpoczęła czynności przygotowawcze dotyczące śmierci uczestników protestów z grudnia 1970 r. już w 1990 r, a akt oskarżenia skierowała do sądu w 1995 r. Pierwsze jednak wyroki zapadły dopiero w 2013 r., a i one podlegały kasacji. Śmierć górników z „Wujka” prokuratura zaczęła badać w 1991 r. , ale dopiero w 2011 r. ogłoszono ostatni wyrok (dot. odpowiedzialności gen. Kiszczaka). Mechanizmy wymiaru sprawiedliwości muszą działać zgodnie z własną logiką procedury, w której czas jest czynnikiem wtórnym, ale dla tych polskich przypadków trudno oczekiwać jakiegokolwiek zrozumienia.

Doświadczenia lustracyjne i weryfikacyjne państw Europy Środkowej pokazują wyraźnie, że lepiej podejmować te niezbędne działania na wczesnym etapie i spójnie, jak choćby uczyniono to w Czechach czy na Węgrzech. W Polsce lustrację rozpoczęto dopiero w 1997 r., a weryfikację służby cywilnej zaczęto przeprowadzać dopiero w roku 2023 r. Budzić to mogło uzasadnione wątpliwości.

Po piąte, proces rozliczeń powinien przebiegać w sposób w miarę możliwości spójny. Lustracja w Polsce jest przykładem braku kohezji i konsekwencji. Ustawę przyjętą w 1997 r. nowelizowano kilka razy, nim w 2006 r. uchwalono nowy model lustracji, by w 2007 r. powrócić w zasadzie do rozwiązań z 1997 r. i po kilku miesiącach dokonać nowej rewizji. Nowy akt przyjęto w marcu 2010 r. W efekcie zmieniał się na przestrzeni lat zasadniczo krąg osób poddawanych lustracji (oscylował od 20 tys. do nawet 400 tys. potencjalnych lustrowanych), zasady lustrowania i sam tryb. Początkowo chodziło jedynie o ustalenie samej prawdy o pracy lub współpracy ze służbami specjalnymi, kiedy jednak w 2018 r. „zdekomunizowano” dyplomację, a w 2023 – całą służbę cywilną, cele odwetowe nie mogły być już ukrywane.

Po szóste, proces weryfikacji i lustracji muszą mieć charakter transparentny. W Polsce toczył się w ostatnich latach spór o to, czy miała miejsce weryfikacja sędziów. PiS twierdził, że jej nie było w ogóle, ówczesna opozycja demokratyczna, że weryfikacja była. Fakty pokazują, że elementy weryfikacji miały miejsce. Większość peerelowskiego składu Sądu Najwyższego (ponad 80 proc.) szybko opuściło w rzeczy samej tę instytucję. Nie pozwalano skompromitowanym sędziom orzekać po osiągnięciu wieku emerytalnego. W 1998 r. (dopiero!) wprowadzono dyscyplinarne postępowanie za naruszenie niezależności sędziowskiej, ale z miernym skutkiem finalnym. Ponad stu sędziów pociągnięto do odpowiedzialności za ich orzeczenia w stanie wojennym. Ale prawdą jest, że oczyszczanie szeregów sędziowskich nie miało charakteru systemowego i prowadzone było w sposób nieprzejrzysty.

Brak przejrzystości zarzucano wewnętrznym procedurom lustracyjnym w Kościele Katolickim. A już w Kościele Prawosławnym w Polsce nie było żadnej lustracji. Czy np. w Rosji, gdzie Cerkiew szła na głęboką współpracę z władzą pod koniec komunizmu, byłaby lustracja w ogóle możliwa?

Po siódme, rozliczanie naruszeń praw człowieka winno mieć wyraźną cezurę w przeszłości. W Polsce przyjęto w zasadzie rok 1944 r. jako granicę rozliczeń. Ale w przypadku niektórych przeszłych przewinień wprowadzono zasadę przedawnienia. Gdzie indziej (np. w Niemczech w odniesieniu do zbrodni czasu hitleryzmu) zasadę przedawnienia zdjęto.

Po ósme, musi narodowy mechanizm sprawiedliwości tranzycyjnej uwzględniać aspekt międzynarodowy. Dziś jest to szczególnie aktualne, bo siła międzynarodowych trybunałów (strasburskiego, luksemburskiego czy haskiego) jest szczególnie mocna. Krajowe instytucje powinny zapewniać harmonijną z nimi współpracę i respektowanie ich orzeczeń. Nie zawsze miało to miejsce w niedawnej przeszłości, zwłaszcza w kontekście badania zbrodni dokonywanych w czasie wojen w byłej Jugosławii. Nie tylko władze serbskie, Bośni i Hercegowiny, ale też Chorwacji i Kosowa miały niekiedy widoczny problem z pogodzeniem się z jurysdykcją specjalnego trybunału. Państwa dokonujące oczyszczeń po przegranych wojnach pod presją zewnętrzną nie zawsze poddają się presji z ochotą. Po I wojnie światowej alianci liczyli, że niemiecki trybunał w Lipsku podoła zadaniu ukarania własnych przestępców wojennych. Skazał jedynie w 10 z 900 wniesionych spraw. We Włoszech już w 1946 r. dokonano szerokiej amnestii. W Japonii po 1958 r. większość skazanych wypuszczono na wolność.

Po dziewiąte wreszcie, sprawiedliwość tranzycyjna musi uwzględniać obok rozliczeń w dobrej proporcji elementy edukacji, wspaniałomyślności i pojednania. Czy ma to być w jakimś aspekcie grubsza, czy cieńsza kreska, czy ma być świadome darowanie tych czy innych win, czy ma być włączanie ludzi z drugiej (przegranej) strony barykady, to już sprawa do społecznych debat.

Pojednanie według tzw. triady Galtunga jest jednym z trzech elementów naprawy relacji. Dotyczy wymiaru kulturowego. Ma za cel uniknąć powrotu do emocjonalnych postaw wrogości, których doświadczono w przeszłości. Ma za cel wyniesienie społeczeństwa na wyższy poziom empatii. Zakłada pojednanie ofiary ze sprawcą (wybaczenie w zamian za pokajanie się), sprawcy z państwem (prawda w zamian za amnestię) i państwa z ofiarą (rekompensata w zamian za zamknięcie sprawy).

Przykład Polski pokazuje, że jeśli po transformacji do władzy w pewnym momencie dochodzą grupy polityczne z kompleksem niższości, przekonane o braku należytych korzyści z przemian, które się dokonały, rozgoryczone i niekompetentne, ich zdolność do myślenia w kategoriach pojednania i budowania wspólnoty jest poważnie nadgryziona, a ślepy odwet na przeszłości jest emocjonalnym odgromnikiem własnej frustracji.

(na podstawie prezentacji na obradach „okrągłego stołu” z udziałem rosyjskiej opozycji antywojennej w Brukseli we wrześniu 2023 r.)

Ilustracja Michał Świtalski